Menu

Wspomnienia Sybiraków

       
 

Wywiad z Sybiraczką – Panią Władysławą Sforowską.

I i M– Ilona i MagdaP.W.S– Pani Władysława Sforowska 

I i M: Czy pamięta Pani dzień kiedy przyszli żołnierze i kazali się  spakować?
P.W.S: Oczywiście, pamiętam. Było to 10 lutego 1940 roku o godzinie 400 nad ranem, gdy wszyscy spali.I i M: Kto z Pani rodziny trafił wraz z Panią na Sybir?
P.W.S: Babcia, ojciec, matka, bracia i siostry. Wyjechało dziewięć osób a wróciły tylko trzy.I i M: Jakie podstawy mieli żołnierze, żeby Was uwięzić?
P.W.S: Nie zadawali żadnych pytań. Nikt nie miał nic do powiedzenia. Musieliśmy zostawić całe gospodarstwo: krowy, świnie, konie...wszystko. Po prostu wyrzucali nas z mieszkania, ładowali na sanie i wywozili na stacje. To była straszna zima, ogromne śniegi i mrozy.I i M: Ile miała Pani wtedy lat?
P.W.S: Miałam wtedy 9 lat.I i M: Co zabraliście ze sobą?
P.W.S: Praktycznie nic nie zdążyliśmy zabrać. Tyle co na siebie. Dawali 20 minut czasu. Co matka mogła przez ten czas spakować? Nic! Dlatego, że u nas dużo dzieci było. Rozespane dzieci matka owinęła pierzynami i ładowała na sanie, na których siedziało dwóch Ukraińców i rosyjski dowódca. Trafił nam się ,,ludzki” oficer, który dosłownie kazał ojcu zabić świnie i razem z workiem pszenicy zabrać do wagonu. Matka zdążyła zabrać jeszcze trochę chleba i mąki.I i M: Jak wyglądał transport na Sybir?
P.W.S: Zawieźli nas najpierw na stację, która było oddalona o 15 km od domu. Stała tam jedna sowiecka lokomotywa z 62 wagonami bydlęcymi. Ładowali do wagonów po kilka rodzin. Jak byli starsi ludzie i małe dzieci przy piersi to od razu umierali z mrozu, bo to była okropna zima. Panowała tam wielka rozpacz. Matki szalały. Koło każdego wagonu stał ,,konwojczyk” – tak po rosyjsku nazywał się żołnierz z karabinem i pilnował nas, żebyśmy nie uciekli. I i M: Ile trwała podróż?
P.W.S: Jechaliśmy 6 tygodni. Cztery dni polską drogą a resztę dni rosyjską. Poznaliśmy po tym, że tory rosyjskie są szersze natomiast polskie tory są węższe. Zorientowaliśmy się, że wywożą nas poza granice Polski. To, co udało nam się zabrać pozwoliło przetrwać nam i rodzinom w naszym wagonie.I i M: Jakie warunki panowały w pociągu?
P.W.S: Tam ludzie umierali, dusili się. Na górze były porobione półki, to tam dzieci spały, a dorośli na kucąco. Wszystko było pozamykane. W oknach były kraty. Nie dochodziło tam powietrze. Nieraz wieźli nas 4-5 dni bez postoju, bez wody, jedzenia.I i M: Jak długo była Pani w obozie?
P.W.S: 6 lat.I i M: Czy w obozie byli przedstawiciele innych narodowości?
P.W.S: Tak. Byli tam: Kirkizy, Serbowie, Żydzi, Tatarzy, Ukraińcy, Łemkowie. I i M: Czy więźniowie miel kontakt z rodzinami?
P.W.S: Nie, żadnych kontaktów. Byliśmy ogrodzeni 2-metrowymi płotami z desek. Nie można było wychodzić.I i M: Jak wyglądało wychowanie małych dzieci?
P.W.S: Mówiąc szczerze tam małych dzieci nie było. Wszystkie w czasie podróży poumierały. W czasie wojny dzieci się nie rodziły.I i M: Jak wyglądało wyżywienie w obozie?
P.W.S: Jak byłam małym dzieckiem, dostawałam 200g chleba, gdy podrosłam, miałam 12 lat i mogłam pracować dostawałam już 150g chleba. Przeciętny robotnik dostawał 500g chleba, a taki, który wypełniał normę otrzymywał 800g chleba i zupę grzybową. Była ona zrobiona z grzybów, które nazywały się ,,gruźle” i z bardzo słonej wody (w tej zupie było więcej robaków niż grzybów).Jak udało nam się zebrać pokrzywy i zrobić z nich zupę, to dodawaliśmy do niej tą słoną wodę z zupy grzybowej. Dzieci, które przetrwały w czasie rosyjskich świąt dostawały dodatkowo po pierniczku.I i M: Czy na Sybirze były sklepy? Co tam kupowaliście?
P.W.S: Sklepy prawdopodobnie były, ale przed wojną, potem stały puste. Od czasu do czasu można było tam kupić chleb lub ,,łapcie” ze sznurka lub łyka. Chleb można było kupić za kartki. Były tam bazary. Można było tam kupić od I i M: Jak obchodziliście święta?
P.W.S: Obchodziliśmy tylko święta rosyjskie, takie jak 1 Maja. Trzeba było obowiązkowo w nich uczestniczyć. Młodzież, która chodziła do szkoły musiała chodzić w ten dzień w czerwonych krawatach z transparentami. Polskich świąt nie było.I i M: Czy były tam jakieś szkoły?
P.W.S: Była szkoła. Żądali żeby chodzić do szkół. Ja chodziłam, ale z ciekawości. Bałam się chodzić i rodzice też się bali, bo oni zabierali dzieci zdolne ze szkół do Domów Dziecka i takie dziecko robiło się prędko ruskie. Te dzieci do domów już nie wracały.I i M: Jak spędzała Pani czas wolny?
P.W.S: Chodziłam ,,po żebrach”, żeby nie umrzeć z głodu. Nie miałam w ogóle czasu wolnego. Opiekowałam się młodszym rodzeństwem, bo rodzice byli 12 godzin w pracy.I i M: W jakie zabawy się bawiliście?
P.W.S: Tam nie było zabaw. Obchodzili tylko Nowy Rok i trzeba było obowiązkowo iść na tę uroczystość. Pamiętam, że robili tam piękne choinki. Nigdy w życiu piękniejszych nie widziałam.I i M: Jak wyglądały stosunki z miejscową ludnością?
P.W.S: Tam ludzie byli życzliwi i gościnni. Oni tam też byli zniewoleni. Była u nich jedna prawda i nie można się było sprzeciwić. Bardziej można było polegać na Rosjaninie niż na Polaku. Polak za jedzenie by oczy wydrapał.I i M: Na co ludzie wtedy chorowali?
P.W.S: Na tyfus, czerwonkę, wodziankę i kurzą ślepotę. Kurza ślepota jest wynikiem głodu. Człowiek po zachodzie słońca nic nie widział. Ja też na to chorowałam. Jak wracaliśmy z pracy, w nocy, to każdy brał kij, łapaliśmy się za niego i tak nas oficer prowadził do baraków, bo myśmy nic nie widzieli. I i M: Jakie były warunki sanitarne?
P.W.S: Trzeba było co 3 miesiące bielić baraki albo wywozili nas (najczęściej latem) i każdy barak gazowali, bo było tam bardzo dużo karaluchów i pluskiew – to taki robak podobny do kleszcza i bardzo śmierdzi. On strasznie gryzie człowieka. Codziennie musiała być myta podłoga, bo komendant sprawdzał.I i M: Czy ktoś Was tam pilnował? Miał nadzór nad Wami?
P.W.S: Tak. Pilnował Nas konwojczyk. Przychodził on pod barak, wszyscy musieli wyjść i on z kartki czytał, kto ma iść do pracy.I i M: Czy oprócz Pani, ktoś z Pani rodziny, przyjaciół ocalał?
P.W.S: Przeżyła siostra i mieszka w Opolu, teraz leży chora w hospicjum.I i M: Jak wyglądała podróż do Polski?
P.W.S: Jechaliśmy 4 tygodnie do Polski. Było lepiej, bo wojna się skończyła i więcej się nami opiekowano. Codziennie zatrzymywaliśmy się na stacjach i dawano nam grochówkę i kapuśniak.I i M: Czy pamięta Pani dzień powrotu do Polski?
P.W.S: Dnia konkretnego nie pamiętam, ale na pewno był to początek stycznia, bo były choinki.I i M: Jak go Pani wspomina?
P.W.S: Wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi, że wracamy do Polski i że skończyła się wojna. Wszyscy płakaliśmy, gdy zobaczyliśmy na czapkach kolejarzy polskie orzełki (uśmiech przez łzy).I i M: Jakie wydarzenie wspomina Pani najboleśniej?
P.W.S: W jednym roku zmarł mi ojciec (czerwiec), brat(lipiec) i matka (wrzesień). Była to dla mnie wielka rozpacz. Mniej by mnie bolało, gdybyśmy byli u siebie – w Polsce, a nie w Rosji – w niewoli. Tam trzeba było o każdy dzień walczyć.
I i M: Czy po powrocie do Polski utrzymywała lub utrzymuje Pani kontakt z przyjaciółmi z Sybiru?
P.W.S: Nie, bo z nikim się tam nie zaprzyjaźniłam. Nie miałam na to czasu,I i M: Bardzo dziękujemy Pani za wywiad.=)
P.W.S: Proszę bardzo. Obyście dziewczynki nigdy takiej wojny nie doczekały. 

Wywiad przeprowadziły: Ilona Gołda i Magdalena Smulczyńska;

Pomyśl, czy naprawdę jest ci tak źle…

Od kilku dni zastanawiałam się co napisać, żeby się spodobało. Nawet teraz, gdy to piszę, nie mam pojęcia, jakie będzie kolejne zdanie. Zastanawialiście się może kiedyś, jakby to było, gdybyście żyli w czasie wojny? Wydaje mi się, że u większości z was nigdy nie było takiej myśli. Sama nie pamiętam czy ja o czymś takim myślałam… My sobie spokojnie żyjemy. Nie musimy zastanawiać się, czy dożyjemy jutrzejszego dnia, czy któryś z żołnierzy będzie miał zły humor i nas zabije. Jesteśmy zmęczeni nauką, codziennymi obowiązkami, często brakuje nam czasu, bo zamiast dwóch godzin na komputerze graliśmy cztery. A gdy gdzieś jedziemy i nie ma tam dostępu do Internetu, telewizora, gier uważamy, że to jest nasz najgorzej zmarnowany czas.
Nie mam pojęcia jak daleko może sięgnąć wasza wyobraźnia, ale spróbujcie sobie wyobrazić, że jest zimno (to akurat nie trudno, bo nowy rok słońca za dużo nam nie ofiarował), ciemna noc wszyscy są w domu i śpią. Nagle słyszysz hałas i budzisz się. Do twojego mieszkania wchodzą umundurowani mężczyźni. Mówią coś głośno, niby wyraźnie, choć szybko, lecz ty i tak nic nie rozumiesz, bo nie mówią po polsku. Ktoś z członków twojej rodziny przetłumaczył, że macie 20 minut. W mieszkaniu panuje atmosfera strachu i pośpiechu. Zabierasz wszystko co dla ciebie jest ważne wiedząc, że tylko niewielka część z tego zostanie przy tobie. W środku nocy, w wielki mróz jedziesz na saniach. Każą ci wychodzić. Pakują wszystkich do okropnie zimnych wagonów bydlęcych. W czasie wywózki ludzie umierają z głodu i chłodu.
Zatrzymajcie swoją wyobraźnię. I pomyślcie, wy nie pojedziecie na dwa lub trzy dni do rodziny, u której nie ma komputera z dostępem do sieci, nie ruszycie się z domu bez komórki. A co ma powiedzieć ta osoba, którą sobie teraz wyobraziliście? Ale powróćmy do osoby z wagonu.
Dojechałeś. Twoja rodzina przeżyła trasę w całości. Zadajesz sobie pytanie, co teraz będzie? Co z nami zrobią? Przecież jest wojna, czy oni od razu nas zabiją? Rosyjscy żołnierze wszystkich gdzieś prowadzą. Teraz znajdujesz się daleko za Uralem, na ogrodzonym terenie. Jest tu wiele baraków. W jednym z nich jesteś ty, twoja rodzina i tyle osób, że nie ma miejsca żeby spać, jedynie co dzieci kładą się na ziemię.
Wróćmy do czasu obecnego. My często narzekamy, że nie mamy swobody, bo musimy dzielić z kimś pokój. Marudzimy, że to łóżko jest niewygodne, że tu spać nie będziemy, że nie mamy własnego telewizora. A co mieli powiedzieć oni tam daleko na obczyźnie? Gdzie wszystko co mieli, kazali rzucić i wyruszyć w drogę. A tam na „miejscu” albo zabrali im to, co przywieźli, albo zostało to wszystko skradzione.
Ciągle żyjesz w strachu. Dorośli i dzieci powyżej 14 lat chodzą pracować do lasu. Tam ścinają drzewa, a dzieci sprzątają gałęzie, potem je palą. Codziennie inna kobieta chodzi na łąkę z krowami. Jest też praca w fabryce i w kamieniołomach. Ty chodzisz do lasu. Za całodniową prace dają ci 500g chleba, twojej 5-letniej siostrze 200g, a ojcu, który robił ponad normę 800g. Jest coraz gorzej, każdego dnia masz mniej sił. Po trzech latach pobytu na Syberii, gdzie ciągle panuje głód i chłód umiera ci ojciec i matka, wszystko dzieje się w ciągu pół roku. Zostajesz sama, masz młodszą i starszą siostrę. Całe szczęście, że dobrze znasz rosyjski. Chodzisz na żebry, żeby nakarmić młodszą siostrę. Pasiesz krowy, a za to dostajesz tylko litr mleka i 500g chleba. Nosisz na ramionach wodę, pilnujesz cudzych dzieci, żeby tylko coś dostać… cokolwiek .
A my dzisiaj narzekamy, bo na obiad jest ogórkowa, a miał być żurek. Nie doceniamy tego co mamy, ciągle nam coś nie pasuje. A jeśli chodzi o pracę czy jakąś pomoc w domu nie ma o tym mowy! Mamy za wielką dumę, żeby umyć naczynia, powycierać kurze albo coś innego.
Już ponad trzy lata, a ty dalej tęsknisz za ojczyzną, Jedyne co cię podtrzymuje przy życiu to wiara i nadzieja, że kiedyś wrócisz do Polski, będziesz naprawdę wolny i szczęśliwy. Polska, to słowo, które wiele dla ciebie znaczy. Masz z tym krajem tyle wspomnień. A ty na Sybirze nie możesz narzekać. Dobrze wiesz, że jeśli powiesz coś nie tak na rząd Stalina zabiorą cię do więzienia. Wiesz dobrze, że w więzieniu jest strasznie a szczególnie tu…
A my tutaj jak bardzo ranimy polską mowę? Tam był strach mówić cokolwiek. A teraz nie doceniamy wolności słowa. A co z naszą nadzieją? Ludzie byli tam po kilka lat, a jak my dostaniemy słaby stopień w szkole od razu się poddajemy, rezygnujemy. Nic nam się nie chce. I przestajemy się starać.
Minęło sześć lat, w międzyczasie przewieźli cię na Ukrainę, tam nie ma już takich mrozów i jest trochę lepiej niż w Rosji. Lecz dalej trzeba ciężko pracować, by nie umrzeć z głodu. Nagle słyszysz komunikat, że wojna się skończyła. Jesteś szczęśliwa, biegniesz powiedzieć to swoim siostrom. Wszyscy ludzie tańczą i cieszą się. Już wszyscy wiedzą, że zaczyna się powrót do domu – do Polski. Jest styczeń, nieważne, że zimno ważne, że w Polsce… na swoim, wśród swoich…
A jak wiele osób wyjeżdża za pracą za granice? Tamci ludzie chcieli jak najszybciej uciec od pracy poza swoją ojczyzną. To były ich najgorsze lata w życiu. Teraz warunki w jakich żyją są nie do porównania do tych z tamtych lat.Już możecie wyłączyć swoją wyobraźnię. Postać jaką stworzyliście wróciła do swojego kraju. A ty? Czy będziesz umiał docenisz to, co masz? Ci ludzie nigdy nie zapomną tamtych lat. Mówią, że aby to poczuć, trzeba było tam być. Nawet najlepszy opis nie pokaże nam „całego Sybiru”. Osoba z twojej wyobraźni cieszy się wolnością, tym, że przeżyła tak straszne rzeczy. Spróbuj docenić to, co masz, zobacz jakie masz szczęście żyć w wolnej Polsce i przestań narzekać.

Na podstawie wspomnień pani Władysławy Sworowskiej napisała Małgorzata Kowalewska, kl. 3a

Wspomnienia o zesłaniu na Sybir, pana Mieczysława Fiutka

Nad ranem przyszli żołnierze, było ich dwóch. Kazali spakować najpotrzebniejsze rzeczy i zabrali Go wraz z rodziną do pociągu bydlęcego. Pan Mietek miał wtedy 10 lat. W pociągu, jak mówił, panowały straszne warunki, niesamowita ciasnota. Dziura w podłodze służyła za toaletę, a mały piecyk miał ogrzać te kilka rodzin w jednym wagonie. Spali na podłogach, a  raz na parę dni jedli suchy chleb i popijali go wodą. Podróż trwała 2 miesiące, Wywieźli ich daleko w las i na jeden barak, w którym panowała wszawica i było pełno pluskiew, przydzielali po 3 a czasami 4 rodziny. Jego rodzice oszczędzali jedzenie jak tylko się dało. Za cały dzień pracy osoba dorosła dostawała 400 gram chleba. Matkę p. Fiutka wywieźli jeszcze głębiej w las do pracy przy wycince drzewa. Jakiś mężczyzna pokazał p. Mietkowi, jak łatwo może zdobyć jedzenie poprzez zabijanie psów. Początkowo p. Fiutek ukrywał to przed Ojcem, ponieważ się bał. Chodził też pod piwnicę, w której dziewczęta przebierały ziemniaki i te niedobre wyrzucały przez okno, a on je później zbierał i zanosił do baraku. Mięso z psa raz na 2 tygodnie zawinięte w ciuchy brata zanosił do Matki, dzięki temu Ona przeżyła. Kiedy w Polsce umierała na rękach syna bardzo mu dziękowała, bo gdyby nie On już dawno mogło Jej nie być. Wspominał też, że śpiewał zakazane piosenki na złość Rosjanom. Gdy dzieci nie chodziły do szkoły, rodzice za karę zamykani byli w drewnianych „klatkach”. Dostawali również mniej jedzenia, bodajże połowę tego co zwykle. Po paru latach ciężkiego życia udało się całej rodzinie p. Mietka wrócić do Polski.Po powrocie brat p. Mietka, który był wojskowym, załatwił Mu pobyt w szpitalu. Tam chodził do biblioteki i pani bibliotekarka poleciła mu książkę o pszczołach, którą przeczytał i dzięki temu później miał z czego się utrzymać, bo po dzień dzisiejszy ma pasiekę z pszczołami i jest znanym w okolicy pszczelarzem. Mieszka wraz z rodziną w Białogórzu, a ludzie bardzo chwalą jego miód.

Iwka i Jula